niedziela, 4 kwietnia 2021

 Witam w ten świąteczny wieczór, życzę miłego wypoczynku i wszystkiego najlepszego . Otrzymałam już laptopa po naprawie , więc mogę co nieco napisać.

Słuchałam na You Tube wykładu Krisa Rudolfa o jego dwukrotnej śmierci klinicznej i przypomniały mi się dwa wydarzenia z  mojego życia. Były to dla mnie sprawdziany jak zareaguję na możliwość odejścia stąd w trybie powiedzmy natychmiastowym. Może zainteresują Cię drogi czytelniku moje zdarzenia.

Pierwsze zdarzenie to medytacja. Wydarzyła się jakieś 20 lat temu. Nie wiem ile z tego zapamiętałam ,ale postaram się odtworzyć jak najdokładniej.

Znalazłam się przed wzniesienie porośniętym zieleniutką trawą. Postanowiłam wejść na górę. Znalazłam się na obrzeżach wulkanu. Jego brzegi były szare. Zaczęłam schodzić w dół. Było tutaj dość ponuro, wydobywające się gazy i płomienie co rusz. Nie bałam się. Ogień nie parzył, ja w tym momencie stawałam się ogniem. Gdy zeszłam na sam dół zobaczyłam rzekę , a na niej łódź. W łodzi stał w pozycji wyprostowanej , ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej mężczyzna, jak z tych obrazków egipskich. Nazwałam go wtedy Hadesem, ale nie wiem czy to był on. Zaprosił mnie do łodzi. Wsiadłam. Woda była granatowo-czarna i ciągle jakby mieszała się. Była to rzeka Styks, czyli rzeka przemian i transformacji. W miarę  jak płynęliśmy woda zmieniała się na coraz czystszą. Nie było między nami żadnej rozmowy. Gdy dopłynęliśmy do końca podróży woda była czystym światłem, wpłynęliśmy do czystego światła. Zanim wyszłam z osłupienia, usłyszałam pytanie : Zostajesz czy wracasz?

Wybrnęłam z tego zaskoczenia, jak mi się wtedy wydawało w bardzo inteligentny sposób.

Zapytałam czy to już mój czas. Usłyszałam że nie .Mogę wracać. Bardzo gorąco podziękowałam i zapytałam czy mogę jeszcze kiedyś tutaj powrócić. Usłyszałam , że tak i zaczęłam powracać.

Gdy wracałam to ja byłam światłem ,które oświetlało moją drogę powrotną. Dopłynęłam do miejsca z którego rozpoczęłam podróż, odstawiłam łódź i zaczęłam wychodzić tą samą drogą , którą przybyłam. Na powierzchni u podnóża góry ,położyłam się na trawie, bardzo gorąco dziękowałam za to doświadczenie. 

Widocznie wywarło to ogromne wrażenie na mnie, skoro jeszcze teraz tak dobrze pamiętam to wydarzenie.


Drugie, to był sen. Ja bardzo rzadko pamiętam sny. Jeżeli pamiętam , to są to bardzo znaczące dla mnie wskazówki.

W śnie byłam na lotnisku i szukałam mojego samolotu, którym miałam udać się w podróż . Nie wiedziałam gdzie mam lecieć. Zobaczyłam gdzieś z boku samolot, nie było przy nim podróżujących, miał tylko wysunięte schody. Wiedziałam, że to ten. Podeszłam, zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Na pokładzie przywitał mnie bardzo serdecznie personel, poukładali moje bagaże. Byłam zdziwiona, że ich tyle mam. Dzisiaj domyślam się, że to były moje doświadczenia, które mogłam zabrać ze sobą.

Przyjęli mnie jak jakąś bardzo ważną osobę, ale na pokładzie nie było nikogo tylko ja i personel.

Pytali czy jeszcze czegoś potrzebuję. Nie potrzebowałam, ale pytałam dlaczego nie odlatujemy.

Usłyszałam - czekamy na rozkaz do odlotu kapitanie.

O matko, to niby ja miałam dać rozkaz do odlotu?

Tak, to ja . No to lecimy.

Silniki zaczęły pracę , rozgrzewały się ,moje serce zaczęło wraz z nimi przyspieszać. Zaczęło już zdrowo szaleć i zapaliła mi się lampka o jaką to podróż chodzi. 

Zapytałam czy mogę jeszcze odwołać ten lot. Usłyszałam , że tak. Silniki zatrzymały się , uspakajało się też moje serce. Wiedziałam, że ten samolot jest tylko do mojej dyspozycji i zawsze tu będzie na mnie czekał. Podziękowałam za to doświadczenie. Obudziłam się zszokowana. Serce jeszcze długo wracało do normalności. Wiem też, że gdybym nie zatrzymała tego lotu , to dzisiaj bym nie pisała tego tekstu, ani niczego innego przez ostatnie jakieś 4 lata. 

Ciekawe było to , że nie byłam wystraszona, odebrałam to jak coś naturalnego. Jedynie miałam problem z wyciszeniem serca, ale wróciło szybko do normy.

To może już dość na dzisiaj, do następnego razu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz